Site icon Kinga i matematyka

Polonista pisze o matematyce- esej mojej uczennicy

 

Kilka lat temu moja znajoma poprosiła o ratunek. Jej córka zbliżała się do matury i kompletnie nie radziła sobie z matematyką. Spróbowałam, dziewczyna bała się mnie jak ognia. Dla niej wszystko, co związane z matematyką było straszne, więc pani matematyk też musiała być potworem. Zanim zabraliśmy się do nauki musieliśmy pokonać strach. Znam go doskonale. Większość dzieci trafia na moje lekcje zarażona nim przez swoich rodziców lub kolegów.
Natalia zdała maturę. Studiuje obecnie polonistykę i pedagogikę. Na zaliczenie napisała esej, w którym rozlicza się z matematyką. Przeczytajcie, trochę trudny to tekst, ale naprawdę warto.

 

Bóg i królowa

Ktoś kiedyś powiedział, że przeciwieństwa się przyciągają. Mogłabym z tym polemizować, ale jednak… Świat lubi kontrasty i pełen jest harmonii przeciwieństw. Trudno się nie zgodzić. Mimo wszystko są co najmniej dwa przeciwieństwa, którym świat usilnie i nieustannie odmawia harmonii. Bóg i nauka. Nauki humanistyczne i nauki ścisłe.
Biblia mówi: Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga […] Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. Bóg stworzył świat za pomocą wypowiadanych słów. W kontekście stworzenia święta księga milczy o liczbach, choć sama w sobie pełna jest liczbowej symboliki. Dzieło stworzenia i boski akt twórczy przepełnione są słowem. Nie liczbą. Choć nie można zaprzeczyć, że liczby w Piśmie Świętym mają również niebagatelne znaczenie.
Byli i są ludzie, którzy twierdzą, że wszystko jest sztuką. Młodopolscy poeci (rzecz jasna nie tylko oni) głosili ideę sztuki dla sztuki. Uważali, że jest ona wartością samą w sobie, absolutną i najcenniejszą. Edward Stachura, jakiś czas później poszedł jeszcze dalej. Mawiał bez już bez ogródek: wszystko jest poezją. Sztuka – pojęcie, cokolwiek względne, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Ale poezja? To już pojęcie znacznie bardziej konkretne. Jakkolwiek pytanie o naturę literatury bywa problematyczne dla jej znawców po dziś dzień, to jednak w obliczu definicji sztuki – zwłaszcza nowoczesnej – wydaje się być znacznie łatwiejsze do zdefiniowania.
Tymczasem obiegowa opinia mówi, że matematyka jest wszędzie. Że to ona jest królową nauk. Rodzi się pytanie, czy zatem równa jest Bogu? Czy może przewyższa Boga? A skoro Bóg jest słowem i od słowa wszystko się zaczęło, i wszystko przez nie się stało, (a więc także nauka), to co z matematyką? Czy ona też jest słowem? Idąc dalej, jeśli matematyka jest słowem, to czym jest liczba? Też słowem? Literą? Galileusz uważał, że: Matematyka jest alfabetem za pomocą którego Bóg napisał wszechświat.
Bóg-Człowiek – Słowo Wcielone mówi o sobie: Ja jestem drogą, prawdą i życiem. A zatem Galileusz w swoim twierdzeniu nie był tak daleki od prawdy, jak mogłoby się wydawać. Zresztą nie on jeden. Dużo wcześniej pitagorejczycy ogłosili, że liczba jest pierwotną zasadą bytu – pramaterią – cząstką, z której składa się wszystko, co istnieje: cały wszechświat. Z chęcią zarzuciłabym im wybujałą wyobraźnię, prymitywizm i niechlubną tendencję do luźnego interpretowania faktów dla poparcia własnych hipotez. A jednak mina mi rzednie, gdy przypominam sobie pitagorejski trójkąt i to, że oni pierwsi odkryli, że ruch jest przyczyną dźwięku, a horyzont złudzeniem perspektywicznym. No i był jeszcze Platon, który zwykł mawiać, że Bóg geometryzuje. W tych chwilach uświadamiam sobie, że jeśli Bóg jest prawdą, to oni byli bliżej Boga niż ja.
Może matematyka jest fikcją i cały wszechświat także? I Bóg? Ona jest przecież czystą abstrakcją, a świat jest jej podporządkowany i opiera się na fundamentach jej praw. Z pomocą przychodzi Kant. Podobno w każdej nauce jest tyle prawdy ile jest w niej matematyki. Parafrazując: W każdej nauce jest tyle Boga ile w niej matematyki? Odważne twierdzenie i założenie, ale Kant, niezależnie od jego stosunku do Boga, raczej znał Biblię. I raczej umiał ważyć słowa. Nie sądzę, by rzucał je na wiatr. Nie w tak ważnych, naukowych kwestiach. Skoro zatem Bóg jest słowem, prawdą i uprawia matematykę, to tym większej realności zdaje się nabierać twierdzenie Galileusza.
Wszystko jest poezją – mawiał Stachura. Jego utwory często były modlitwami do Boga lub przynajmniej czymś na kształt modlitw. Nieustannie zadręczam się pytaniem: Czy matematyka też? Trudno tu udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Pierwsza myśl, odzywa się wrzaskiem w mojej głowie: Ależ skąd! A potem przypominam sobie zajęcia z poetyki: systemy numeryczne w poezji, piękno wierszy Leśmiana i zachwyt jaki zawsze we mnie budziły. Oczywiście, piękno, jest czymś subiektywnym. Cóż wiesz o pięknem? Kształtem jest miłości – pisał mój ukochany Norwid w Promethidionie. Bóg jest nie tylko słowem i prawdą. Jest przecież również miłością. A kształt? To pojęcie jak najbardziej matematyczne. Matematyka jest wszędzie, a Bóg wszechobecny. Znamienne.
Nauka i sztuka, choć od wieków stają ze sobą w szranki, raczej nie są zdolne istnieć bez siebie. Ani też świat nie jest zdolny istnieć bez z nich w swoim obecnym kształcie. Tak nauka, jak i sztuka tworzą rzeczywistość. Obie tworzą materię i abstrakcję, choć w indywidualny, sobie właściwy sposób. Sztuka jest urzeczywistnieniem abstrakcyjności, a nauka uabstrakcyjnieniem rzeczywistości. To dualizm natury świata. Niemalże tak oczywisty i zarazem tak niepojmowalny jak natura Trójcy Świętej.
Jednym z nielicznych, którym całkiem dobrze udało się uchwycić ten paradoks wszechrzeczy – dualizm naszej rzeczywistości – i całkiem dobrze pogodzić naukę ze sztuką oraz to co rzeczywiste, z tym co abstrakcyjne, pokazując, że obie – nauka i szuka są w stanie harmonijnie koegzystować nie przewyższając jedna drugiej, był niejaki Maurtis Cornellis-Escher, holenderski malarz. Można go nazwać malarzem-oszustem, bo tworzył obrazy, za pomocą których obnażał ułomności ludzkich zmysłów. Patrząc na nie odnoszę wrażenie, że ktoś bawi się z moim mózgiem w kotka i myszkę, i ze zdumieniem odkrywam, że ten fakt tyleż mnie zadziwia, co zachwyca. Patrzę i dochodzę to wniosku, że nie kto inny, jak właśnie ich autor, był bliżej prawdy o naturze wszechrzeczy niż ktokolwiek przed nim i po nim. Podobno mawiał, że geometria jest jego muzą, a malarstwo narzędziem. Stworzył on całe mnóstwo matematycznych obrazów, które są dziełami sztuki przez duże S i poruszają rzesze ludzi na całym świecie. W swoich dziełach urzeczywistniał abstrakcyjność uabstrakcyjniając oswojoną rzeczywistość. Pokazywał, że nawet w chaosie można odnaleźć ład. Być może to czyste szaleństwo. Niemniej obrazy Eschera ukazują, że w tym szaleństwie jest metoda.
No i był jeszcze Corbusier – autor rozprawy O poezji budowania, wybitny architekt, a ponadto twórca wielu znanych na całym świecie, zapierających dech w piersiach budowli. Architektura, jest dziedziną, u której podstaw leżą nieubłagalne prawa matematyki i fizyki – mawiał. A jednak była dla niego też sztuką, a ściślej liryką strukturalną zaklętą w formie namacalnej, w żelbetowej masie. Siebie samego nazywał poetą architektury, a architekturę poezją budowania, pozwalając by w powołanych przez niego do istnienia budowlach bezkompromisowość oraz niepodważalność praw matematyki i fizyki stawały się – pośrednio – żywym, namacalnym bodźcem wywołującym przeżycie estetyczne u tych, którzy mieli okazję owe budowle zobaczyć, i podziwiać. Dziś, kilkanaście z nich znajduje się na liście światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Architektura jest poezją matematyki. Sztuką, która może istnieć tylko dzięki prawom tej nauki i w zgodzie z nimi.
Bóg z pewnością się śmieje z ludzkiej, usilnej dążności do hierarchizowania nauk ścisłych i humanistycznych oraz z ciągłych sporów o wyższość jednych nad drugimi. A ja dostrzegam kolejną analogię. To jak spór o wyższość męskości nad kobiecością, lub – jak wolą feministki – odwrotnie. Doniosły. Ale czy dokądkolwiek prowadzi?
Jeśli wierzyć biblijnemu przekazowi, Ewa powstała z żebra Adama. Wielu interpretatorów Pisma Świętego mówiło, że może to wskazywać na jej podległość mężczyźnie. Na jego wyższość nad nią. A może również, większą wartość w oczach Boga? Napisana po hebrajsku Księga Rodzaju, w której znajduje się ta wzmianka, skrywa jednak wiele tajemnic zagubionych w tłumaczeniu. W języku hebrajskim żebro oznacza także równość. To homonimy. Jest więc w tym interesująca koincydencja, niejednoznaczność i – paradoksalnie – przestrzeń dla harmonijnej koegzystencji. Wszystko jest kwestią przyjętej perspektywy. Zupełnie jak w obrazach Eschera.
A gdyby tak spojrzeć na Boga, jako na artystę? Cóż. Do tej koncepcji ludzkość doszła już wiele wieków temu. Bóg-artysta stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. A zatem i naukę. Cały świat jest dziełem sztuki. Ta natomiast nie jest jednoznaczna. Inaczej nie byłaby sztuką. Zatem, może zupełnie bezsensowna jest dążność do rozstrzygnięcia między sztuką, a nauką, słowem i liczbą… Ostatecznie Ewa powstała z żebra Adama, jako równa jemu w obliczu Boga, choć odmienna istota. W zależności od przyjętej perspektywy można powiedzieć, że tylko lekko odmienna, albo wręcz skrajnie. Tak odmienna, jak odmienne są nauka i sztuka. Jedność w różnorodności. Różnorodność w jedności. Ale jakie to ma znaczenie w obliczu przemijalności? Marność nad marnościami i wszystko marność – pisał Kohelet. Ostatecznie przecież, sztukę i naukę, także stworzył Bóg.

Natalia Banaszkiewicz

Exit mobile version